To ostatnie zajęcia poza szkołą, jakie odbyli w tym roku szkolnym uczniowie III E, ale jakże ciekawe. Bo Muzeum Pana Tadeusza, w którym 13. czerwca młodzi ludzie, oglądając eksponaty i uczestnicząc w warsztatach, przenieśli się w świat szlacheckiego dworku, to miejsce wyjątkowe.
Amelię najbardziej zadziwiła różnorodność sztućców, jakimi nakładano poszczególne potrawy, np. inna chochelka służyła do nalewania ponczu, a inna do zupy podawanej w wazie, a jeszcze inna do… musztardy, inną łyżką jedzono bulion, a inną barszcz. Podczas zabawy w nakrywanie do stołu, okazało się, że to nie lada sztuka, także ze względu na zróżnicowanie zastawy bogatej w talerze mniejsze i większe, okrągłe i owalne, wazy, miseczki, filiżanki o pękatych czy wydłużonych kształtach…
Aleksandrę zdziwiło, że dieta dorosłego tak niewiele miała wspólnego z tym, co podawano w szlacheckim domu dzieciom, a cukier zamykano na kluczyk w cukiernicy. Eksponaty, które przyciągnęły uwagę Tatiany to ubiory Zosi i Telimeny. Okazało się, że inne suknie i dodatki nosiła kobieta dojrzała, a inne młoda panienka.
Także chłopcy zainteresowali się strojami szlacheckimi, konstatując ze zdumieniem, że nie każdy szlachcić mógł sobie pozwolić na kontusz i żupan, a konfederatka może być i miękka, i sztywna. Przy wystawie broni panią przewodnik zastąpił Wojciech, tłumacząc, jak działa gwintówka, a także wyjaśniając, dlaczego z żadnej wystawionej w gablocie strzelby nie dałoby się ustrzelić niedźwiedzia. Zobaczyliśmy też na własne oczy, jak długi jest pas słucki oraz potwierdziliśmy słowa eposu, że „pas taki można równie kłaść na strony obie, złotą na dzień galowy, a czarną w żałobie”.
Długo by wymieniać ciekawostki, jak choćby tę, że dawny zegar wskazywał nie tylko godziny, ale i fazy księżyca… Była i nauka, i uciecha.
ab
50–430 Wrocław
ul. Stacha Świstackiego 12–14